piątek, 29 marca 2013

Fotografie - inspiracje.


 

 

 

 









Pierwsza próba.

DODAJ SIĘ DO OBSERWATORÓW ->


Skoro już zostałam blogerką, to napiszę ten pierwszy właściwy post dotyczący moich makaronikowych prób. 

Przed pierwszą próbą zrobienia makaroników byłam w wielu sklepach poszukując mąki migdałowej albo zmielonych migdałów. Nie było to łatwe, bo w tak małym mieście jakim są Skierniewice ciężko o takie produkty. Na szczęście w TESCO znalazłam "tarte migdały". Niewielka paczka kosztowała prawie 10zł (zdzierstwo), ale kupiłam, bo o makaronikach myślałam nonstop. Na tych samych zakupach kupiłam także zestaw plastikowych szpatułek, co było strzałem w 10! Jeszcze przed pierwszym ich zrobieniem i BA! przed pierwszym ich spróbowaniem zostałam ich wielką fanką i maniaczką ich robienia. Wracając do problemów z jakimi borykałam się jeszcze przed startem, okazało się, że "tarte migdały" są starte z łupinami a poza tym są w nich wielkie grudy migdałów. Nie był to dobry znak, ale nie przejmowałam się tym. 

Pierwszy przepis jaki zastosowałam to był... o ile dobrze pamiętam ten z ALLRECIPES.PL. Jest tam filmik i myślałam, że wyjdą idealnie. No niestety tak nie było. Po pierwsze : wyszło mi tego baardzo dużo! O dużo za dużo. Nie wyglądało to jak na filmiku. Zrobiłam trzy rodzaje : z kawą rozpuszczalną zmieloną, z kakao i naturalne. Po wylaniu kropek na ciasto wyszło chyba z 7 blach! Podczas mieszania itd używałam podpowiedzi BEZGLUTENOWEJ BABECZKI. Były bardzo przydatne, lecz... Pierwsze makaronsy (kawowe) wyszły okropnie. Właściwie to to są te niewypały :


Jak dla mnie - koniec świata. Użyłam jednej z podpowiedzi tj pieczenie w niskiej temperaturze (bez czekania) przez 5min a potem w wyzszej przez 7-8. Jak widać to zły pomysł. Na samym początku się popękały i nie było mowy o kluczowej falbance.

Kolejne blachy kropek (kakaowe) zrobiłam trochę inaczej. Poczekałam tą godzine, ale nie było skorupki, i tak włożyłam do piekarnika i ... wyszły zwykłe migdałowe ciastka do kawy.


Kolejne niepowodzenie. Nie wiedziałam co robić, a zostały jeszcze chyba 2 lub 3 blachy. Zdenerwowałam się i zostawiłam je na kilka godzin, a że przeszkadzały w kuchni to włożyłam je do trochę ciepłego piekarnika na około 3godziny i... wtedy ruszyło! 


Te po upieczeniu wyszły tak. Falbanka jak widać poszła każdym możliwym miejscem. No ale w smaku to było to!


Niektóre z nich jednak prawidłowo wypuściły falbankę i można było je sfotografować. Tym razem dodałam rozpuszczonej czekolady, która potem mocno stwardniała. No nie był to szczyt moich marzeń, ale wiedziałam, że moja przygoda się rozpoczęła :D!


Najlepszy, mój sprawdzony przepis znajdziecie WCZEŚNIEJ.



Sprawdzony przepis.

DODAJ SIĘ DO OBSERWATORÓW ->


Przed opisem moich pierwszych mniej lub bardziej udanych prób chciałam napisać mój jedyny sprawdzony przepis na makaroniki, który używam i mnie nie zawodzi. Dodam też kilka bardzo ważnych rad i to jak przyspieszyć robienie tych pracochłonnych ciasteczek.


Te piękności to mój wypiek sprzed kilku dni. :)

Czytałam wiele przepisów na makaroniki. Były bardzo różne, ale ten mnie najbardziej zadowolił i spełnił moje marzenie na idealne makaroniki.

Jest to przepis ze strony CELEBRACJE.PL


Macarons – przepis na francuskiej bezie 

110 g cukru pudru
60 g migdałów bez skórki (lub ze skórką, jeśli chcemy zrobić takie makaroniki jak te na moim zdjęciu)
60 g płynnych białek
40 g cukru kryształu, najlepiej drobnego
barwnik spożywczy, najlepiej w proszku (oczywiście można pominąć)

to, co jest niezbędne:

piekarnik
mata do pieczenia lub/i mata sylikonowa do makaroników
miseczki
dokładna waga
plastikowa szpatułka
rękaw cukierniczy (ja wycinam z grubych foliowych opakowań)
mikser
młynek/malakser
nożyk
od 1,5 do 3 godzin wolnego
pozytywne nastawienie


Migdały kupujemy zmielone lub sami mielimy płatki migdałowe. Ja robię to w młynku do kawy. Tak samo cukier puder. Jest drogi i sprzedawany w małych opakowaniach (np 100g) więc ja mielę zwykły cukier. Migdały i cukier przesitkowujemy (oddzielnie) i dokładnie ważymy. Potem je razem mieszamy. 60g białek są zazwyczaj z dwóch średnich jajek. Wlewamy je do dużej miski i miksujemy do uzyskania białawej masy - jeszcze dobrze nie ubitej. Wsypujemy cukier kryształ i miksujemy do uzyskania dobrze ubitej, ale nie mocno sztywnej masy. Ciężko to wytłumaczyć, ale można złapać ten odpowiedni moment, to nic trudnego. Następnie wsypujemy migdały z pudrem i MIESZAMY PLASTIKOWĄ SZPATUŁKĄ (!!!). To jest bardzo ważny moment. Nie wolno miksować białka z migdałami, bo będą zbyt leiste i podczas nakładania kropek - rozleją się. Gdy masa jest zbyt gęsta wlewam ok. 2 łyżki wody i mieszam. Jeśli posiadamy barwniki to można masę rozdzielić na kilka półmisków i do każdej dodać szczyptę innego barwnika. Masę wkładamy do rękawa cukierniczego (polecam plastikowe, jednorazowe, bo przez te materiałowe masa po prostu wychodzi) i wyciskamy na papier do pieczenia lub na matę silikonową kółeczka. Wielkość zależna jest od potrzeby i upodobania. Ja lubię te malutkie i pękate (moja mama te większe), ale można zrobić takie normalne 3-4cm. Pod papier do pieczenia włożyłam kartkę z kółeczkami, którą wydrukowałam sobie na komputerze, dzięki czemu kółka miały mniej więcej równą wielkość. Mata silikonowa to także strzał w 10 - jest idealna do małych ilości makaroników, niestety gdy robilibyśmy ich więcej potrzebna by była jeszcze jedna taka sama mata. Opiszę ją w mojej czwartej próbie, a barwniki w piątej. Okej, co dalej? We wszystkich przepisach makaroniki trzeba "suszyć przez około godzinę by uzyskać twardszy wierzch", ale co to znaczy suszyć? Ja zostawiałam je na początku na godzinę, ale żadna skorupka na górze się nie pojawiała. Dlatego wymyśliłam swój sposób, który przyspiesza pracę. Na początku włączam piekarnik na około 90 stopni ale wcześniej, podczas gdy np ważę produkty, wyłączam go przed robieniem kółek i blachy z kółkami wkładam do piekarnika na 0stopni na SAM termoobieg. Chodzi mi o sam nawiew powietrza podczas gdy piekarnik jest ciepły. Jeśli nie mamy piekarnika z termoobiegiem to niestety nie wiem co poradzić, nigdy takiego nie używałam. Wkładamy blachy (z tej porcji wyjdą niecałe dwie, czyli z 35 makaroników) i suszymy je około 25 minut (tak, by powstała  skorupka, żeby falbanka mogła wyjść równomiernie z dołu). Po tym czasie wyjmujemy i szybko włączamy na 135 stopni (ja piekę u góry i u dołu z termoobiegiem) czekamy aż się nagrzeje i wkładamy nasze kropeczki na niższy stopień żeby nie mogły się na górze przyrumienić, bo to błąd. Pieczemy 13-14 minut, wyjmujemy i wkładamy następne. Gdy makaroniki wystygną zdejmujemy je z maty/papieru za pomocą nożyka, przekładamy kremem i łączymy w pary :). Najlepsze są gdy trochę postoją, chociaż kilkanaście minut, wtedy nie są całe chrupiące i integrują się z nadzieniem. MNIAM!

Mam nadzieję, że wytłumaczyłam proces ich tworzenia bardzo dokładnie i będzie łatwo go odtworzyć samemu :)

Makaronikowa Ola

środa, 27 marca 2013

Macarons.

Witam.

Mam na imię Ola (jak sama nazwa wskazuje) i od bardzo niedawna jestem zafascynowana tymi włosko-paryskimi ciasteczkami jakimi są makaroniki. 

Już dawno temu widziałam wiele zdjęć kolorowych złożonych ciasteczek z nadzieniem, lecz wcale się nimi nie interesowałam. W lutym tego roku coś mnie naszło by zrobić coś słodkiego samemu i znalazłam pierwszy przepis na makaroniki. Ale o tej przygodzie opowiem w następnym poście.

Mój blog będzie zawierał fotorelacje, sprawdzone przepisy (na makaroniki i ich nadzienia), moje każdorazowe próby ich pieczenia ale też makaronikowe przygody innych osób.

Na początek opowiem Wam troszkę o makaronikach.

Makaroniki są to słodkie ciasteczka przypominające bezy, lecz z dodatkiem zmielonych na pył orzechów. Zazwyczaj są to migdały pomieszane z niewielką ilością orzechów laskowych. Makaronikami osobiście nazywam tylko te, które mają tak zwaną falbankę, wywynięcie ciasta na brzegach. W internecie makaronikami są także nazywane zwyczajne małe ciasteczka orzechowe. Niestety w Polsce tradycyjne makaroniki nie są tak popularne, natomiast we Francji można je spotkać w prawie każdej cukierni. W Warszawie - w Złotych Tarasach - jest stoisko z tymi francuskimi słodkościami, nazywa się "Le Roy & Louis". Stoisko to posiada wiele rodzajów makaroników, są kolorowe, przepiękne i przede wszystkim obłędne w smaku. 

A o historii makaroników możecie przeczytać TUTAJ.


Ja jestem właśnie w trakcie pieczenia moich kolejnych śliczności, już widzę piękną falbankę, jeszcze kilka minut i będą gotowe. Dzisiejsze zrobię z nadzieniem orzechowym, ale to opowiem w kolejnych postach. 

Makaronikowa Ola